Wykonawca: Klinika
Misto rozkynuło w nicz
Kryła chołodnych wohniw,
Prykrywajuczy nas
Wid porożnich oczej
Mertwych płanet.
Wychorom temnych stychij
Spohadiw, sniw, poczuttiw,
Kriz' rozidranyj Wseswit,
Padaje snih w tepli slidy.
Chaotycznoho ruchu spotworenyj swit
Znyszczyw spohady szczastja, łjubowi j dobra,
Kriz' zapeczeni slozy nud'hy j samoty
My wsmichajemos' do ruk drużnich tepła.
I schowawszys' dałeko wid nowoho dnja,
My zrywajem z duszi perwocwit poczuttiw,
I kriz' szok nespodiwanych dotykiw hub
Widczuwajemo podych zabutych czasiw,
Koły rytmy serdec' u harmoniji sliw
Widkrywały nowyj, nasz omrijanyj swit,
Perepownenyj sjajwom nowych widczuttiw,
Szczo pidchopłjujut' nas w nedosjażnyj polit.
I nechaj ce łysz spowid' dwoch stomłenych dusz
I bezumstwo ochopłenych prystrastju tił,
Ta my znowu żywi, jak płaneta Zemlja
Sered tysjacz chołodnych, bezdusznych switył...
W protyriczczi swobody, łjubowi i mrij
Ty zatrymujesz podych wid wranisznich sniw –
Skilky dorih, widkrytych na podych wesny!
Skilky iz nych – łysze neprykajani sny...
Za meżeju bezbolisnoho zabuttja
Chto peremożec'? Chto mertwyj? Chto suddja?
Skilky żyttiw, prynesenych w żertwu mriji?
Poczuttiw, prynesenych w żertwu słowam?