Wykonawca: Jurij Iwanow
Słowa: Юрій Іванов |
Jaka ż ce tysza na switanku –
Wona ochopłjuje use!
Merszczij po schodynkach – ta z hanku
Pid rannje soneczko jasne.
Won, mow z mołoka, z tumanu
W złotawych bryzkach wypływa
I posmichajet'sja, jak mama,
Najperszym małjuka słowam.
Skorisz, skorisz! Ta de tam, de tam?
Ne wstyhnuty nijak meni,
Bo soneczko, hajnuwszy w bezkraj,
Pałaje u wysoczyni.
Ptaszynyj hraj rozpłeskaw tyszu –
Wona strybnuła do jarku...
A sonce bilsze, bilsze, bilsze
I w synim nebi, i w stawku.
Ja prokydajus' – son z dytynstwa
Mene neszwydko widpuska:
Zhasajuczych zirok namysto
Na jabłunewych pełjustkach.
Rożewe skło, rożewa stelja,
Obrus rożewyj na stoli,
I zabuwaju, chto ja, de ja –
Tak zatyszno meni w imli.
Jaka ż to tysza na switanku!
Ja podych strymuju w hrudjach...
Myhtyt' w wikoneczku firanka,
Mow dywowyżnyj biłyj ptach.