Wykonawca: Werchowna Zrada
Prywityk, kochana moja Andżelino!
Dawno ne pysaw tobi. Wybacz, jedyna –
ne mih naszkrebty swojich krownych na marku.
Nu jak w tebe sprawy? W Ameryci żarko?
Ne padajut' bilsze na was samoloty?
U nas, w Ukrajini, ta sami turboty:
zadowbała ridna włada, prezydent, kabmin, nardepy;
szcze j "Karpaty znow prohrały. Os' taka oto chałepa.
Ta ne wse wże tak pohano – w mene druzi ta robota.
Wse mohło by buty dobre, ta zacharjuje bykota.
Ot nedawno perestriły mene dowbani skinchedy,
dały kopnja j nakazały, szczob zistryh nehajno dredy.
Ja posław usich jich nachuj, zarobyw szcze raz po pyci...
Nu jaka jim, blin, riznycja – czy patłatyj ja, czy łysyj!
Płaczu tycho i dywłjus' na ukrajins'ke sire nebo.
Durnjam cym ne zrozumity, Andżelino, ce ż dlja tebe!
Andżelina!
A po jaszczyku nedawno ja pobaczyw twoju pyku.
Boże, ja tebe kochaju! I swoju łjubow wełyku
donesty tobi tak choczu. Os' pobaczysz, ja pryjidu,
Peretnu usi kordony (jakszczo treba – j Antarktydu),
prywezu tobi hostynciw – banku sała, pljaszku wodky,
iz Banderoju futbołku ta swoji weseli fotky;
Rozkopajemo hrobnycju, wyp’jem zowsim nebahato.
Wsja Ameryka poczuje – w Andżeliny Dżouli swjato!
Peredaj witannja "Kornu", bud' szczasływa ta zdorowa,
do pobaczennja, kochana! Pidpys – twij Jurko zi Ł'wowa.
Andżelina!