Wykonawca: Klinika
Prochołodnyj, prozoryj, sonjacznyj deń
Pozołoczuje schody obwitrenych stin,
Pidnimajuczys' do chołodnych hłybyn,
Widhanjaje zori za neboschył.
Zatremtiły wesełkamy krapli rosy
Na obpałenych łjutym morozom hiłkach,
Na okołyci mista piwnicznych witriw
Poczynajet'sja widlik nowoho żyttja.
Z perszym pomachom krył perelitnych ptachiw
Ożywaje skaliczena, temna dusza,
Dawni spohady, niby z inszych switiw,
Powertajut'sja iz nebuttja.
Łehkym podychom witru u kronach derew
Za wiknom, u jakomu ja baczyw swit,
Perszym promenem, szczo pidchopłjuje myt',
U oczach załyszajuczy posmiszky slid.
Switankowym mereżywom sywych steżyn,
Szczo wedut' do widkrytych, mow rajduha, mrij,
Czystych obrijiw neskinczennych stepiw,
W toj prekrasnyj swit... nepowtornyj... mij.
Skilky rokiw, skilky sonjacznych dniw,
Skilky radosti, szczastja, łjubowi j tepła,
Skilky switłych, dobrych, zabutych obłycz
Ożyło w kolorowych pam’jati snach.
Na ałeji, de my wkłonjałys' łjubowi,
Ja robłju perszyj krok, i spynjajet'sja czas,
Pidnimajuczy pohljad, ja widczuwaju,
Jak żywe korinnja rozrywaje asfalt.
Ce iłjuzija, ce ne maje zmistu,
Ce wse widbuwałos' u naszych switach:
Dotyk pohljadu, nemow slid pociłunku,
I cja posmiszka dowho tremtiła w sercjach.
Łychomankoju perszych bezsonnych noczej...
My tak wiryły w sebe j swoji poczuttja,
My todi buły sprawżni, a chto my teper?
Czy żywemo my szczyrym, sprawżnim żyttjam?
My żywemo kożen u własnomu switi,
Z kożnym krokom, zdajet'sja, pidnimajemos' wyszcze,
Zanadto dorosli, szczob buty soboju,
Zanadto hordi, szczob buty błyżcze.
Ty choczesz tak żyty? Żyty jak wsi?
Posmichatys' z pustotoju w duszi...
Czas ide, roky promynajut' mow deń,
My samotni u switi łjudej.
Widkryj swoji oczi – ty ne odyn!
My ne wtopczemo duszi w budennosti pył!
Zupynys', widczuj kożnu radosti myt',
I toj samyj, prekrasnyj, jak w junosti, swit...
Ne zminyłos' niczoho, tepli sonjaczni barwy
Zihriwajut' zmorszky na obłyczczi płanety,
Wse ti ż sami pohljady peczalnych oczej..
Dity hrajut' w pisku...
Żyttja powilno spływaje...